Hobbit. Film, na który czekały miliony osób na całym świecie... Który zawiódł.
O fabule nie będę się rozpisywał - wypchana uzupełniaczami, postaciami wrzuconymi na siłę tylko po to, żeby Jackson miał z czego zrobić trzy filmy. Sam główny antagonista zresztą nie pojawia się nawet w książkowym oryginalne, a to znaczy, że naprawdę film jest upchany fillerami.
Dodatkowo klimat zdecydowanie odchodzi od tego książkowego. Dostaliśmy... No cóż, minimalnie lżejszego w odbiorze Władcę Pierścieni. Kiedy "Hobbit" był zdecydowanie osadzony w trochę innym klimacie, był baśniowy, kolorowy i ogólnie bardzo 'pozytywny', a tutaj... napchano go nadzieniem z patosu.
Innym ogromnym negatywem jest nasza wesoła gromada Krasnoludów. Większość z nich jest... Bezbarwna, a ci, którzy zapadają najbardziej w pamięć są jakby wycięci z 'Lord of The Rings'. Thorin Dębowa Tarcza to Aragorn, Fili to Legolas, a Dwalin to w sumie taki Gimli. Reszta zdecydowanie szybko wypada z głowy i są raczej postaciami tła.
Dodatkowo... W pewnym momencie całe napięcie zwyczajnie umiera. Czemu? Mogę o tym chyba powiedzieć bez bicia, ale w razie czego, to KOLEJNE ZDANIE ZAWIERA SPOJLER. Za każdym razem, kiedy bohaterowie wpadają w tarapaty, kto ich ratuje? Gandalf. Parafrazując Dema - 'kłopoty, wpada Gandalf, szusz wasz taniec zwycięstwa'. Gdzie napięcie?
Może zauważyliście, że jak na razie w prawie nie ma wzmianek o Bilbie. No bo i w filmie spada on jakoś na drugi plan, nie myśli się o nim za dużo, bo zwyczajnie... Pierwsza część Hobbita doprowadziła do sytuacji, w której to nie on jest głównym bohaterem, a skupiamy się bardziej na Thorinie. Szkoda, bo nasz Niziołek jest świetnie zagrany i tak naprawdę jest (znowu odwołuję się do Dema) jedyną nie napompowaną i nie tajemniczą postacią w całym obrazie.
Ale są też dobre strony. Na przykład scena z Golumem. Są to najlepsze momenty, które jestem nawet w stanie postawić obok początku filmu - chodzi mi dokładnie o zebranie się wesołej gromadki w domu Bilba. Sam Pan Wytrzeszcz oczywiście jak zawsze jest genialnie zagrany zarówno wizualnie, jak i pod względem głosu.
No i ostatecznie możnaby to obejrzeć dla samych krajobrazów, bo te jak zawsze są piękne. Nie mówię tylko o ogromnych połaciach terenu na zewnątrz, o górach i lasach. Mamy też pełne wyobraźni podziemia, których nie mogło zabraknąć u Petera Jacksona.
Muzyka. Tu właściwie nie wiem, czy plus czy minus. Mamy niezłe piosenki (podczas zmywania i znane z traileru 'Misty Mountains Cold'), ale instrumentalna wersja motywu przewodniego średnio daje radę podczas efektownych scen walki, a duża część ścieżek to recykling z LoTR.
Podsumowując: Pierwsza część 'Hobbita' to nie jest zły film. Ale w moim odczuciu nie jest też jakiś mega dobry. Teoretycznie wynika z tego, że powinienem dać mu 3, ale jeśli film umiał utrzymać moje zainteresowanie przez trzy godziny, to jednak zasługuje na coś więcej. No i powiedzmy, że to ocena na zachętę.
Podsumowując: Pierwsza część 'Hobbita' to nie jest zły film. Ale w moim odczuciu nie jest też jakiś mega dobry. Teoretycznie wynika z tego, że powinienem dać mu 3, ale jeśli film umiał utrzymać moje zainteresowanie przez trzy godziny, to jednak zasługuje na coś więcej. No i powiedzmy, że to ocena na zachętę.
4
A teraz klasycznie czekam na wasze opinie odnośnie filmu i odnośnie samej recenzji.
Jak na tyle krytyki, którą zawarłeś w recenzji to dałeś całkiem niezłą ocenę. ierwsze 5 akapitów to niemal sama krytyka,a n a koniec i tak jest 4 :) Ja jeszcze nie oglądałem, ale czuje, że mi się nie spodoba :)
OdpowiedzUsuńBo jako tako to nie jest zły film, ale zwyczajnie kompletnie nie to, czego oczekiwałem. Wrażenie mimo wszystko zostawia pozytywne, więc i pozytywna ocena ;)
Usuń